Za ten papieros tuż po
I ten szampan tuż przed
Za pocałunek w tę noc
I za stosunek w dzień
Za ten papieros tuż po
I ten szampan tuż przed
Ty dobrze wiesz, że to gra
I kiedyś powiesz mi
- Tak będzie już zawsze? - zachrypnięty dopiero co zakończoną walką o dominację głos przerywa gęstniejącą między nimi ciszę. Ona okrywa rozgrzane jego pocałunkami ciało chowając tę resztkę namiętności, jego zapachu przed całym światem, pod kawałkiem lejącego materiału. Spogląda na jego umięśnione plecy przeklinając w duchu swoje za długie paznokcie, które zostawiły po sobie znamię w postaci kilku długich śladów. Obserwuje swoimi czekoladowymi oczami jak zaciąga się wyuczonym gestem, a dym prawie jak ciepło ich ciał wylatuje przez otwarte okno balkonowe. Podziwia uśpiony sierpniową nocą Londyn, jednak nie potrafi się na nim skupić dłużej niż na chwilę. Znowu patrzy na niego wyczekująco, bo przecież kilka godzin wcześniej również zadała to pytanie kiedyś zdzierali z siebie ubrania w holu jego mieszkania. Nie odpowiada jej w dalszym ciągu, jedynie wyciąga w jej stronę tlącego się papierosa. Zawsze to robi, chociaż doskonale wie, że nie pali. Może sądzi, że to się zmieni? że ona się zmieni? że nigdy nie zmieni się to co jest między nimi? Prycha pod nosem obserwując jego arystokratyczny profil, z tym jego prostym nosem i niesamowicie ostrym podbródkiem. Nadal czuję pod palcami jego zarost, o którego pozostawienie go kiedyś poprosiła. Jedyna rzecz jaką dla niej zrobił. Znowu utknęli w tej ciszy, która tak strasznie jej ciążyła, ale której nie potrafiła przerwać. Przez to całe zło, które zostało wyrządzone mu przez świat, najbliższą rodzinę zmienił się zupełnie, jedna decyzja podjęta w odpowiednim momencie, kiedy stanął po tej przeciwnej stronie w tej majowej walce sprawiły, że chociaż nadal na jego lewym przedramieniu nadal na tle bladej skóry odznaczał się Mroczny Znak z tamtym życiem łączyło go jedynie nazwisko. Malfoy. Nie wiedziała czy to co cisza wdzierała się do jej serca czy może żal, gdy spojrzała, że do brzasku brakuje zaledwie kilkudziesięciu minut.
- Granger - odezwał się w końcu podrywając jej serce do nierównego bicia - czy ty zawsze musisz dostać odpowiedź na każde pytanie? Nie jest dobrze tak jak jest? - zgasił papierosa, odwrócił się w jej stronę i już po chwili przeszywał ją na wskroś swoimi stalowymi tęczówkami doskonale wiedząc jak silne dreszcze przechodzą przez jej ciało. Odwraca głowę próbując schować gdzieś głęboko to uczucie, że zaraz któreś z nich powie o zdanie za dużo i to ostatni raz, gdy razem wylądowali w jego kawalerce, gdy chłonęli ciepło swoich ciał, gdy krzyczała prosto w zagłębienie jego obojczyka, gdy on gładził zimnymi palcami jej zaczerwienione jego spojrzeniem policzki. Nie czuła się gotowa na zakończenie tego romansu, chociaż posadziłaby się o szaleństwo jeśli sądziła, że to mogłoby trwać wiecznie. Łączyło ich pozaziemskie przyciąganie, pożądanie, którego nie umieli poskromić, ale żadne z nich nigdy nie mówiło o czymś więcej - to było zbyt skomplikowane, oni mieli zbyt wiele do ukrycia.
- To do niczego nie prowadzi - stwierdziła chłodno strącając jego dłoń błądzącą jej kolano. Spojrzał na nią szukając kontaktu wzrokowego, jednak ona skutecznie pochyliła twarz - nie musiała patrzeć, aby wiedzieć, że jego oczy pociemniałe, czuła to w otaczającym ich powietrzu. Przełknęła ślinę i wstała zbierając z podłogi swoje rzeczy czując przez cały czas jego uważny wzrok na swoim ciele. Starała się nie myśleć o konsekwencjach, o tym jak bardzo jutro będzie jej niedobrze, jak bardzo będzie chciała obudzić się z myślą, że za kilka dni znowu go zobaczy, pocałuje, zaśnie w pościeli przesiąkniętej jego mocnym zapachem, gdy brała prysznic, szorowała wszystkie miejsca, które on całował, a nadal czuła jego palce na skórze. Czy to możliwe, że jego dotyk płynął w jej krwiobiegu? Bała się spojrzeć w lustro, jakby potem ono mogło zdradzić blondynowi, że była bezsilna, że nie wiedziała co robi, ale czuła, że musi coś zrobić. Niepewnie weszła do salonu, gdy jak sądziła go zastanie; siedział na sofie ściskając w dłoniach starą książkę. Nie patrzył na nią chociaż ona nie potrafiła nie popatrzeć na niego po raz ostatni.
- Mogę skorzystać z kominka? - zapytała nieśmiało, a on kiwnął głową podchodząc do niej. Stał na tyle daleko, że jego zapach nie otumaniał jej zmysłów, ale na tyle blisko, że czuła ciepło bijące z jego ciała. Podał jej opasły wolumin, na którego widok uśmiechnęła się pod nosem, na początku tylko do wspomnień, ale potem zdała sobie sprawę, że to jest naprawdę ostatni raz, gdy ucieka przed świtem z jego mieszkania. Stali w udziwnionej ciszy, tak nienaturalnej zarówno dla niej jak i dla niego, bo przecież zwykle nie mogli skończyć rozmowy, przedłużali pożegnania jak tylko się dało - całowali się, śmiali, opowiadał jej o swoim dzieciństwie, a ona wtedy gładziła go po głosach.
-To nie ma przyszłości - nie wiedziała czy bardziej chciała przekonać jego czy siebie. Tym razem jednak na nią spojrzał, jednak jego oczy były całkowicie puste, jakby przed nią stało tylko ciało, a dusza uleciała wraz z dymem papierosowym. Otworzyła usta, chciała coś jeszcze dodać, jakby to mogło coś między nimi zmienić, a on nagle po prostu się uśmiechnął w ten typowy dla siebie sposób, tak uroczo prześmiewczy, ale z drugiej strony tak strasznie urzekający. Dawno nie widziała u niego tego szelmowskiego błysku w oczach, dawno nie widziała tego uśmiechu, który podczas tych sześciu szkolnych lat był przecież codziennością.
- Wiesz, że to samo mówiłaś pięć lat temu - posłałał jej zaczepne spojrzenie, a ona uświadomiła sobie kiedy to tak naprawdę się zaczęło. Wtedy też to nie miało szansy przetrwać, ale wtedy było jakoś łatwiej, bo kończyli szkołę, bo on chciał stanąć samodzielnie na nogi, a ona starała się żyć jakby nikt z jej bliskich nie zginął, jakby wojna nie odcisnęła na niej swojego piętna. - Dwa lata temu też po powiedziałaś. - przeklęła w duchu wspominając to spotkanie, które zmieniło jej życie i pamiętała tamto wino, przy którym po raz pierwszy ją pocałował, pamiętała sukienkę, która pierwsza spadła na podłogę jego sypialni. Zagryzła nieporadnie wargi czując jak wiele traci wymazując blondyna ze swojego życia, ile razem przeżyli, jak bardzo ważny się dla niej stał mimo wcześniejszych urazów, krzywd i różnic, które potem okazały się nieistotne. Kiwnęła jeszcze głową nabierając garść proszku Fiuu z woreczka, który jej podsunął. Próbowała się uśmiechnąć, ale czy łamiące się serce umie się uśmiechać? Starali się przekonywać, że to była tylko gra, że przez te lata nie czuli nic poza zwierzęcymi odruchami. Podeszła bliżej kominka i spojrzała w te puste, szare oczy po raz ostatni w takiej sytuacji; od tej pory będą tylko mijać się na korytarzach Ministerstwa Magii, kiwać grzecznościowo głową podczas służbowych przyjęć i czuć, że czegoś im brakuje, że ta druga osoba coś im zabrała. Wszystko płynęło, nic nie stało w miejscu, a ona przecież po prostu robiła krok naprzód.
- Hermiona - miała już się teleportować, jednak obejrzała się na niego i zobaczyła smutek, niewyobrażalny smutek, którego bała się zobaczyć. Przełknęła ślinę. - Szczęścia na tej nowej drodze życia. - dokończył cicho, a ona po prostu zniknęła w zielonym płomieniu. Może to trzask ognia zagłuszył dźwięk pękającego serca blondyna, a może to pytanie: “Jak było u rodziców, kochanie?” i uśmiech rudowłosego mężczyzny sprawiły, że świat nie słyszał jak kona serce brązowowłosa czarownicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz